A więc tak:
Nabiłam samochód pod koniec maja, na początku czerwca miałam wypadek nie z mojej winy. Samochód został odcholowany na parking, na drugi dzień zgłoszono szkodę telefonicznie ubezpieczycielowi, trzy dni po zgłoszeniu zjawił się rzeczoznawca porobił zdjęcia dał dokumenty do uzupełnienia, po jego gadce dało się wywnioskować, że szkoda zostanie uznana za całkowią. Jest połowa czerwca wyceny szkody nie mam do dziś, bo z infomacji uzysanej telefonicznie od Pani prowadzącej moją sprawę dowiedzialam się, że rzeczoznawca nie przekazal dokumentów.
1) Nie mam pół miesiaca samochodu, nie wiem czy mam starać się o samochód zastępczy?
2) Jeżeli szkoda zostanie uznana za całkowitą to czy otrzymam tyle za ile nabyłam samochód?
3) Z tego co czytałam, nie muszę godzić się na szkodę całkowitą pod warunkiem, że mechanicy naprawiający auto zmieszczą się w jej cenie rynkowej?
4) Czy dobrym rozwiązaniem jest upoważnienie zakładu naprawczego do załatwienia przedmiotowej sprawy?
5) Warto jest walczyć z firmą ubezpieczeniową, jakie jaki są szanse na to, że otrzymam albo satysfakcjonująca mnie sumę pieniędzy lub sprawny samochód?
6) Korzystał ktoś z instytucji tzw.: "odszkodowanie, za spadek wartości auta po wypadku"?