Cieszę się, że zdjęcia poruszają i dają do myślenia

Przykro mi, że wprawiają w smutny nastrój.
Vena, wyjazd był zorganizowany, ze strefązero. Owszem, można próbować zorganizować sobie taki wyjazd samodzielnie, i niektórzy to robią, ale ilość formalności, papierów, pozwoleń, etc. może skutecznie do samodzielnego wyjazdu zniechęcić. Często trzeba też znać odpowiednie osoby lub po prostu "dodatkowo" za przychylność władz strefy zapłacić. Strefazero organizuje takie wyjazdy od lat. W sumie to było jak wycieczka, o nic nie musieliśmy się martwić, wszystko było zorganizowane, załatwione, opłacone. Komfortowo i w miłej atmosferze, a dodatkowo pod okiem osób zajmujących się atomem na codzień.
Jeśli chodzi o promieniowanie, to jest niemal takie samo jak w Polsce (a nawet niższe niż w niektórych miejscach w Polsce, np. w Zakopanem). Owszem, kilka miejsc w strefie, kilka obiektów promieniuje mocniej, jak choćby "czerwony las", przez który przebiega droga z elektrowni do miasteczka Czarnobyl (ten las po wybuchu w elektrowni zrobił się rudy, czerwony, wycięto go więc w pień, a drzewa zakopano), składowisko odpadów i maszyn w Burakówce, "czerpak" w Prypeci i kilka innych rzeczy. Ale przebywanie w strefie nie wiąże się z żadnym ryzykiem napromieniowania. Zresztą opuszczając strefę trzeba dwukrotnie przejść przez bramki dozymetryczne - w przypadku, gdyby okazało się, że ktoś wchłonął zbyt wysoką dawkę promieniowania, miałby zapewnione golenie całego ciała i lewatywę

Na dwóch zdjęciach widać pomiar dozymetrem - 3,46 uSv/h podczas przejazdu przez "czerwony las" (chwilami było więcej) i 6,10 uSv/h na gąsienicy pojazdu w Czarnobylu. Czy to dużo? Podczas lotu samolotem na wysokości 10 tysięcy metrów to promieniowanie wynosi 4 uSv/h. Zatem sami odpowiedzcie sobie czy to dużo

Oczywiście jak wspomniałem wcześniej, są różne miejsca i "rzeczy" w strefie, które promieniują znacznie bardziej, choćby te samochodu w Burakówce, które brały udział w akcji ratunkowej po wybuchu. Tak czy owak, przebywając na Ukrainie przez 5 dni przyjąłem mniejszą dawkę promieniowania niż bym poleciał do Stanów samolotem, a w zasadzie przyjąłem tyle, ile bym przyjął w Polsce powiedzmy przez 2 tygodnie. Zero zagrożenia.
Oczywiście w elektrowni i wokół niej pracują wciąż normalnie pracownicy, którzy dojeżdżają tam codziennie kolejką ze Sławutycza. Gdyby istniało zagrożenie dla ich zdrowia, to nikt by nie pozwolił na to.
Co do pytań odnośnie zamieszkania tam, to teoretycznie nic nie stoi na przeszkodzie, by znów zasiedlić Prypeć. Tylko nikt tego nie chce. Dawni mieszkańcy nie mają po co tam wracać. Miasto jest zrujnowane, niszczeje z każdym rokiem, budynki zaczynają grozić zawaleniem. Jedynym wyjściem byłoby zrównanie Prypeci z ziemią i budowanie od nowa. Tylko po co? Ukraina to ogromny kraj, gdyby mieli budować od nowa miasto, to zrobiliby to w innym miejscu. Zresztą po katastrofie w Czarnobylu i wysiedleniu Prypeci, zbudowano miasto dla osób wysiedlonych i pracowników elektrowni - Sławutycz, w którym mieszkaliśmy podczas pobytu tam.
Co do żurawi na zdjęciach to przy sarkofagu jest jeden. Z kilkuletnim opóźnieniem, ale zaczęła się w końcu budowa nowego sarkofagu, a w zasadzie "łuku", który przykryje trzeci i czwarty blok (dotychczasowy sarkofag), i wtedy rozpocznie się rozbiórka dotychczasowego sarkofagu a cały materiał radioaktywny zostanie przeniesiony do specjalnych przechowalników. Żurawie przy niedokończonym bloku nr 5 (który miał być oddany do żytku jesienią 1986) stoją tam chyba od dnia katastrofy.
Uff, jeśli macie jeszcze jakieś pytania, to chętnie odpowiem
